Recenzja filmu

Zło nie istnieje (2020)
Mohammad Rasoulof
Ehsan Mirhosseini
Shaghayegh Shoorian

Długi film o zabijaniu

Nie jest to obraz – jak mogłoby wydawać się na początku – całkowicie realistyczny. Szybko skręca w stronę przypowieści, wykorzystującej symbole i ulubione wątki Rasoulofa: psychomachii czy stale
Samochody krążą po zatłoczonych ulicach Teheranu – jak to w irańskim filmie. Za kierownicą jednego z nich siedzi Heshmat (Ehsan Mirhosseini), który odbiera skądś rację ryżu, następnie żonę po pracy, potem córkę ze szkoły. Trochę się kłócą, ale to fajna rodzina. Wspólnie robią pokaźne zakupy, także dla matki mężczyzny. Choć w Iranie od wprowadzenia amerykańskich sankcji panuje ogromna drożyzna, widać, że nie mają problemów finansowych. Potem w domu gotują, sprzątają, córka trochę kaprysi, mąż farbuje żonie włosy. Zwyczajny dzień normalnej rodziny. "There Is No Evil" zaczyna się niczym typowy – jak to mówią Anglicy – kitchen sink drama. Brakuje tylko dramatu, który uparcie nie chce nadejść.

Mężczyzna bierze jakieś pigułki i idzie spać, bo wstaje wcześnie. Budzik dzwoni o trzeciej – Heshmat wsiada znów do wozu i wyjeżdża na puste ulice Teheranu. Staje na światłach, te zmieniają się na zielone, ale samochód nie rusza – za chwilę domyślimy się, dlaczego. W pół godziny po rozpoczęciu filmu – jak w "Psychozie" albo w "Przypadku" – stanie się coś, co odmieni cały film i nada mu temat. Sprawi też, że inaczej spojrzymy na szczęście rodzinne Heshmata. Chwilę później, już w pracy, przeciera on oczy ze zmęczenia, parzy kawę, podkręca radio. W małym pokoiku przyciska guziki, przekręca pokrętła, słychać jakiś dźwięk. Potem patrzy w okienko – ukazuje się w nim kilka wiszących postaci. Widzimy tylko ich nogi: niektóre jeszcze w drgawkach, po innych spływają płyny ustrojowe.

Ekran się przyciemnia. Za chwilę zobaczymy kolejną z czterech części filmu. Jak się okaże, każda będzie mieć innych bohaterów i lokalizację: z Teheranu przeniesiemy na prowincję czy do koszar, gdzie stacjonują poborowi – w Iranie wszyscy mężczyźni, by móc pójść na studia, dostać pracę czy paszport, odsłużyć muszą 21 miesięcy. A w armii trzeba wykonywać polecenia, także egzekucje. Kara śmierci nie dotyczy więc tylko kryminalistów, ale – jak dowodzi "There Is No Evil" - angażuje sporą część społeczeństwa, którego trudne wybory i dylematy bierze tu pod lupę.

Epizody powiązane są ze sobą dość luźno, wszystkie jednak łączy temat zabijania, które w Iranie zostało zinstytucjonalizowane. Odłączone – jak chce sam tytuł – od pojęcia zła, a odpowiedzialność za nie systemowo rozproszona. Bo każdy wykonuje tylko jeden element zbrodni, nikt nie jest katem od początku do końca. Ktoś wydaje wyrok, ktoś prowadzi skazanego z celi, kto inny jeszcze wciska guzik zapadni, ktoś później posprząta. Nie znaczy to wcale, że zło nie ma swojego ciężaru – od tego film Mohammada Rasoulofa aż się ugina.

Podobnie pesymistyczne były zresztą jego poprzednie dzieła: "Rękopisy nie płoną" – poświęcone represjonowaniu irańskich artystów czy piętnujący korupcję "Uczciwy człowiek". Krytyczne spojrzenie na ojczyznę sprowadziły na reżysera gniew władz, dlatego "There Is No Evil" powstawał w sposób niezależny, za plecami reżimu – niektóre sceny z pewnością nie miałyby szans przejść cenzury nie tylko politycznej, ale i obyczajowej. Odwaga ta budzi podziw, choć Rasoulof zapłacił za nią ma zakazem opuszczania kraju. Dlatego nie mógł przybyć na Berlinale odebrać Złotego Niedźwiedzia. Film wzbudził na festiwalu prawdziwe poruszenie. Głównie zachwyty, ale niektórzy perscy dziennikarze kwestionowali akuratność przedstawień irańskich realiów.

Tyle, że nie jest to obraz – jak mogłoby wydawać się na początku – całkowicie realistyczny. Szybko skręca w stronę przypowieści, wykorzystującej symbole i ulubione wątki Rasoulofa: psychomachii czy stale obecny w jego twórczości motyw wody. W gruncie rzeczy to moralitet, badający problematykę grzechu i cnoty, winy i kary, granic wolnego wyboru. Polski widz natychmiast pomyśli o "Dekalogu" Kieślowskiego (ogromnie cenionym w Iranie), szczególnie rzecz jasna – o "Krótkim filmie o zabijaniu". U Rasoulofa krótko jednak nie będzie - bite dwie i pół godziny i pod koniec niestety już to czuć. Może dlatego, że ostatni epizod, spinający film rodzajem klamry, udał się najmniej. Miał on chyba wpuścić do filmu trochę światła, ale po tym, co zobaczyliśmy wcześniej, nie ma na to żadnych szans.
1 10
Moja ocena:
7
Filmoznawca, dziennikarz, krytyk filmowy. Publikuje m.in. w "Filmie", "Ekranach", "Kwartalniku Filmowym". Redaktor programu "Flaneur kulturalny" dla Dwutygodnik.com, współautor tomów "Cóż wiesz o... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones